poniedziałek, 16 stycznia 2012

Rumunia się wkurza

Na Piata Victoriei, przy Opera Romana, drugi dzień z rzędu zbierają się ludzie i krzyczą: Jos Basescu!
Bardziej symbolicznego miejsca dla obywatelskiego sprzeciwu w Rumunii - nie ma. Słowo decembrie i data 1989 przewijają się w niemal każdym wystąpieniu demonstrantów.
To właśnie w tym miejscu, 23 lata temu, również zimą, wiecowało sto tysięcy ludzi i jak dziś, tak wtedy, krzyczeli Jos - tyle, że Ceaucescu.
Najaktywniejsi, może sześciesięcioletni panowie, w których domyślam się byłych Rewolucjonistów wołają w pustawą przestrzeń placu, że cały kraj patrzy na Timisoarę, że gdy Timisoara się ruszy - ruszy się cała Rumunia. A wtedy do historii przejdzie rząd Emila Boca i eks marynarz, a obecny prezydent - Trajan Basescu - pożegna się ze stanowiskiem.
Być może to i prawda. Bo na razie na poważnie rusza się Bukareszt i tylko Bukareszt. Reszty kraju jakoś za sobą nie ciągnie choć w stolicy demonstrowało wczoraj 8600 osób, choć był gaz łzawiący, kamienie, trzydziestu trzech rannych demonstrantów, poniszczone samochody, wybite szyby, zdemolowane bankomaty, pobici policjanci. Gdzie indziej - dzieje się, ale jakby mniej. Może kraj rzeczywiście czeka na Timisoarę? A może nie czuje, żeby sprawa była aż tak istotna?
Od jakiegoś pół roku prezydent Basescu z premierem Boc'iem walczą dzielnie z kryzysem. Walczą, stosując jedyną znaną współczesnym politykom metodę: windując daniny i tnąc wszystkie możliwe wydatki. Dla przykładu: wynagrodzenia budżetówki ścinają o jedną czwartą. Rumuni na ostre oszczędności - mają po prostu alergię. Pamiętają bowiem traumę lat osiemdziesiątych: głód, zimno i bezwzględne wyciskanie z gospodarki każdej ostatniej bani by spłacić zagraniczne długi. W społeczeństwie, które oszczędzać nie lubi - od kilku miesięcy wrze, a poparcie dla Prezydenta spada.
Gdy rezygnuje podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia - dr Raed Arafat (z pochodzenia Palestyńczyk) - ludzie dostają furii. Dr Arafat, jak podają rumuńskie media, stał się niezmiernie popularny, gdy  w 1990 roku stworzył, a później rozwinął i kierował SMURD-em (czymś będącym połączeniem Straży Pożarnej z Pogotowiem Ratunkowym - taki ER) najpierw w Tirgu Mures, a następnie - całym kraju. SMURD i jego twórca, cieszą się w kraju ogromnym szacunkiem. Organizacja jest uważana powszechnie za najbardziej godną zaufania, spośród służb państwowych.
I tak Arafat, na wieść o tym, że Basescu ma w planach podzielenie i  sprywatyzowanie (czy w zasadzie przerzucenie finansowania na samorządy) jego formacji - udziela publicznie dość nerwowej wypowiedzi, na którą Prezydent, reaguje jeszcze bardziej emocjonalnie, zarzucając doktorowi wywoływanie "publicznej histerii". Doktor unosi się honorem, rezygnuje, a ludzie wściekli na Prezydenta wychodzą na ulice i place: Bukaresztu, Suczawy, Cluj, Braszowa i Timisoary.
Timisoara póki co jest wstrzemięźliwa. Wczoraj wprawdzie na moment zablokowano linię tramwajową, ale dziś pod Operą stoi może dwieście osób - więcej chyba dziennikarzy, turystów i gapiów niż demonstrantów.  Przemawiają różne, czasem dość malownicze osoby. Jeśli im wierzyć: nie należy dawać zwieść się pozorom. W Rumunach drzemie rewolucja. Jeden z nich mówi mi dziś: "Jeśli to potrwa jeszcze trzy dni - może być różnie."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz